Kluczowe aspekty
- Zakup gry we wczesnym dostępie to w zasadzie dobrowolne przyjęcie roli testera beta, za którą się płaci.
- Produkcje będące w procesie tworzenia często ewoluują w nieprzewidzianych kierunkach i mogą nie spełnić początkowych założeń.
- Nadmierne zaangażowanie we wczesną wersję gry może skutecznie obniżyć satysfakcję z finalnego produktu.
Dostęp do gier w fazie rozwoju potrafi zaspokoić pragnienie nowości, pozwalając na zabawę z tytułem jeszcze przed jego ukończeniem. Niegdyś byłem entuzjastą tej formy zakupu, ale teraz, po przemyśleniu, przedstawię argumenty, które zniechęcają mnie do kolejnych tego typu transakcji.
Płatny udział w testach beta
Kiedyś testowanie beta było prostą wymianą: oferowano mi darmową grę w zamian za pomoc w eliminacji błędów. Aktualnie, kupowanie dostępu do niedokończonej gry przypomina płacenie za bycie testerem.
Pamiętam czasy, gdy gra strategiczna Factorio, skupiona na rozbudowie bazy, była w fazie wczesnego dostępu. Każda duża aktualizacja resetowała mój wielogodzinny postęp. Z kolei w postapokaliptycznym Rust, oprócz nieprzewidywalnego świata, musiałem walczyć z oszustami, którzy nago latali i strzelali do mnie z karabinów.
Oba te tytuły są teraz znacznie stabilniejsze i sprawiają więcej przyjemności po oficjalnej premierze. Z perspektywy czasu, z przyjemnością ominąłbym te początkowe niedogodności.
Brak efektywnego wsparcia klienta
Wiele produkcji we wczesnym dostępie nie ma wystarczających zasobów, aby zapewnić odpowiednią pomoc użytkownikom. Być może przykład, który przytoczę, nie jest szeroko znany, bo nie jestem pewien, czy graliście w Eternal Return. Nie mam o to pretensji, biorąc pod uwagę problemy, które tam występowały.
Eternal Return łączy w sobie elementy battle royale i MOBA, trochę jakby League of Legends i Apex Legends miały wspólne, dość nietypowe dziecko. Urokliwa mechanika rozgrywki i zaangażowana społeczność przyciągnęły mnie na dobre. Chcąc wesprzeć ten darmowy model wczesnego dostępu, przez pewien czas kupowałem przepustki sezonowe.
W pewnym momencie, po aktualizacji, gra po prostu nie chciała się uruchomić przez kilka tygodni. Pamiętam też okres, gdy system doboru graczy na serwerach w Ameryce Północnej przestał działać, zmuszając mnie do długiego oczekiwania w kolejce. Gdy kontaktowałem się z obsługą, otrzymywałem zdawkowe i niekonkretne odpowiedzi, mimo że nie mogłem w ogóle grać.
Płacenie za dostęp do niedopracowanej wersji wywołało we mnie nieuzasadnione oczekiwania. Wyciągnąłem wnioski i nie zamierzam tego powtarzać.
Niedotrzymane obietnice
Czasami gra we wczesnym dostępie ewoluuje w kierunku, który całkowicie odbiega od pierwotnych założeń. Dobrym przykładem jest BattleBit Remastered, strzelanka FPS, która pozwala na grę setkom uczestników na jednej mapie. To jak Battlefield, ale z uproszczoną, zabawną oprawą graficzną.
Niestety, początkowy entuzjazm wokół tego tytułu szybko opadł. Codziennie natrafiam na komentarze rozczarowanych graczy, którzy nabyli grę we wczesnym dostępie. Częściowo wynika to ze zmian wprowadzonych w aktualizacjach, które modyfikowały mechanikę walki. Być może poprawiły one balans, ale równocześnie zmniejszyły frajdę z gry. Ponadto frustrację wywołują niedotrzymane obietnice nowych funkcji, które nigdy nie zostały zaimplementowane, rzekomo z powodu problemów z kodem źródłowym. W chwili pisania tego tekstu, od ponad ośmiu miesięcy nie ukazała się żadna aktualizacja.
Niektórzy mogą argumentować, że zmiany kierunku rozwoju są naturalne, a opóźnienia w premierze korzystnie wpływają na kondycję tytułu w dłuższej perspektywie. Być może, jednak wolę zaczekać na gotową wersję gry.
Przedwczesne wypalenie
Wypalenie jest kluczowym powodem, dla którego przestałem nabywać gry w wersji wczesnego dostępu, choć umieściłem ten argument na końcu, aby podtrzymać napięcie.
Doświadczyłem, czym jest wypalenie beta, grając w Valheim. Ta kooperacyjna produkcja, inspirowana mitologią wikingów, z losowo generowanymi mapami, jest idealna dla mnie. Razem ze znajomymi założyliśmy serwer i spędzaliśmy w grze całe noce.
Niestety, jak w przelotnym romansie, zapał szybko wygasł i wszyscy zrezygnowaliśmy. Valheim ma oficjalną premierę w 2025 roku, ale wątpię, by ktokolwiek z nas do niego wrócił. Szkoda mi tego poczucia magii z tamtego okresu, szczególnie, że pełna wersja z pewnością będzie jeszcze lepsza.
Zbyt intensywne granie w grę na wczesnym etapie rozwoju może odebrać całą przyjemność z finalnego produktu.
Oczekiwanie bez wyraźnego końca
Jeśli masz problem z porzucaniem gier we wczesnym dostępie, mam coś, co cię nie pocieszy. W Project Zomboid spędziłem mniej niż 10 godzin, ale widzę tam potencjał na doskonałą grę survivalową w świecie zombie, opartą na proceduralnej generacji. Znowu dałem się na to nabrać.
Czułem, że gra wymaga więcej czasu na dopracowanie, więc zrobiłem sobie przerwę. Myślałem, że poczekam na pełną wersję i wtedy w pełni się nią nacieszę. Byłem naiwny, nie wiedząc, że a) aktualizacje pojawiają się w ślimaczym tempie oraz b) Project Zomboid jest w fazie wczesnego dostępu od ponad dekady i nadal nim pozostaje.
Wyobrażam sobie zombie w tej grze, snujące się bez końca, jak Biali Wędrowcy w „Grze o Tron”, zastanawiając się, kiedy zostanie wydana kolejna książka. Podsumowując, możesz przystąpić do gry we wczesnym dostępie z wielkimi nadziejami, ale może się okazać, że nigdy nie zagrasz w jej ukończoną wersję.
Było zabawnie, ale wątpię, czy wczesny dostęp jest tego wart. Choć nie żałuję zakupu Rimworld, ten kosmiczny uchodźca nie zamierza kupować gier w wersji wczesnego dostępu w przyszłości. Obudźcie mnie z hibernacji, gdy będą w pełni gotowe.
Konkluzja: Decydując się na grę we wczesnym dostępie, podejmujesz ryzyko napotkania niedotrzymanych obietnic, braku wsparcia technicznego i potencjalnego wypalenia po intensywnej rozgrywce. Dla wielu graczy lepszą opcją jest poczekanie na pełną wersję, aby w pełni docenić tytuł i uniknąć rozczarowań związanych z niedokończonym produktem. Bez względu na pokusę zagrania w coś nowego, cierpliwość może zaowocować lepszym doświadczeniem.